Protesty przewoźników w Polsce i Europie
Piętrzą się problemy branży transportowej
„Moskwa nas niszczy, Berlin rujnuje – polski rząd na to nie reaguje” - to główne hasło protestujących przewoźników, którzy 23 marca przeprowadzili blokady dróg w dwudziestu miejscach w całym kraju, m. in. Olsztynie, Radomiu, Ostrołęce, Bydgoszczy i Radzyniu Podlaskim. A to dopiero początek.
Ponad tysiąc pojazdów wyjechało na drogi w ramach zapowiadanego wcześniej ogólnopolskiego protestu, mającego w znacznie bardziej dobitny sposób zwrócić uwagę na coraz trudniejszą sytuację transportowców.
Spóźnione rozmowy. Jeszcze 20 marca członkowie Komitetu Protestacyjnego - Jan Buczek (ZMPD) z najbliższymi współpracownikami, Piotr Litwiński (OZPTD), Maciej Wroński (TLP) i przedstawiciele regionalnych stowarzyszeń przewoźników, spotkali się z minister infrastruktury i rozwoju Marią Wasiak, by omówić bieżący stan starań rządu o naprawę pogarszającej się, z miesiąca na miesiąc, sytuacji.
Rozmowy te jednak nie przyniosły właściwie żadnego efektu, a Komitet Protestacyjny potwierdził planowaną za trzy dni akcję, będącą wyrazem postępującej desperacji branży, a przede wszystkim sprzeciwem ostrzej napominającym indolencję strony rządowej.
O problemach transportu drogowego pisaliśmy na naszych łamach wielokrotnie (m.in "Kto chce zniszczyć polski transport samochodowy?" w nr 6/2015, "Berlin będzie się tłumaczył KE z płacy minimalnej" w nr 3-4/2015 czy "Nieścisłe przepisy problemem branży transportowej" w nr 7/2015), i chociaż wydawało się, że szeroko poruszany w mediach lokalnych i ogólnokrajowych problem, będzie także istotnym punktem prac resortu i ministerstw współpracujących, to jednak nadal na horyzoncie pozytywów niemal nie widać.
Za to kłopoty zdają się mnożyć - zachęcona pomysłem Niemców o podniesieniu płacy minimalnej, podobne regulacje zamierza wprowadzić Francja, a po nich i Włochy, narzekający na konkurencję przewoźników z państw Europy Środkowo-Wschodniej. Dwadzieścia pięć lat polskiej transformacji polscy przewoźnicy zdobywali rynek europejski, wygrywając z konkurentami zachodnimi, by teraz w zaledwie kilka miesięcy szybko tracić pozycję, ze względu na protekcjonistyczne działania, na dodatek niezgodne z prawem unijnym. Nasze firmy są eliminowane z rynku europejskiego, który zdobyliśmy ciężką pracą - powiedział Jan Buczek, przewodniczący Komitetu Protestacyjnego Przewoźników. Pytania o to gdzie jest głoszony przez UE "zdrowy, wspólny i otwarty" rynek, nasuwają się same.
Protest w Brukseli. Już dwa dni później, 25 marca odbyła się pikieta przed Parlamentem Europejskim, a udział w niej wzięli, obok Polaków, także przedstawiciele branży z Czech, Słowacji, Węgier i Rumunii.
Jak jednak uważa Rada Krajowej Sekcji Transportu Drogowego NSZZ "Solidarność", ten protest wcale nie jest protestem kierowców. W wielu miejscach opisano protest transportowców, sugerując że to protest pracowników. A to był protest przedsiębiorców - mówi rzecznik prasowy NSZZ "Solidarność" Tadeusz Kucharski. Podaje się informację, że polska flota transportowa jest obecnie jedną z największych i posiadających najlepszy tabor w UE, ale poziom ten został osiągnięty dzięki zaniżaniu płac, nieuczciwej konkurencji i zaniżaniu frachtów. W ciągu ostatniej dekady liczba pojazdów wzrosła niemal czterokrotnie. Płaca polskiego kierowcy wynosi przeważnie mniej niż 4 euro na godzinę, płaca podstawowa brutto jest na poziomie najniższej krajowej, i od tej płacy są odprowadzane wszystkie świadczenia. Twierdzenie pracodawców, że kierowcy zarabiają między 7 a 9 tys. zł na miesiąc jest absolutnym kłamstwem.
Kto ma rację? I jakie są w ogóle drogi wyjścia z impasu? Przedsiębiorcy uważają, że wszystko było i jest w porządku, i nie warto nic zmieniać. A poprawy wymaga rynek transportowy, organizacja przewozów, stawki przewozowe itp. - dodał na koniec Tadeusz Kucharski.
Samo powstrzymanie Niemiec, czy kolejnych krajów, od ustanowienia stawek minimalnych, zbyt wiele nie zmieni, co najwyżej przełoży w czasie zmiany, które są potrzebne całej branży. Zarówno kierowcy jak i przedsiębiorcy walcząc o swoje, muszą walczyć także o cele wspólne, a o to zawsze najtrudniej.