Opony w transporcie budowlanym
Jakie rozwiązania są najlepsze?
Sezon budowlany właściwie trwa od ubiegłej jesieni. To dobra i zła wiadomość dla transportu budowlanego. Dobra, że jest praca - zła, że wielu firmom zabrakło „przerwy zimowej” na zwyczajowe w tym okresie konserwacje, w tym ogumienia.
Opony z wyższej półki wybierają firmy pracujące za najwyższe stawki | Fot. Renault
W polskim transporcie budowlanym można wyróżnić cztery główne „filozofie eksploatacyjne” opon: bieżnikowane, chińskie, używane i nowe. Każda z nich ma swoje miejsce i rację bytu, jednak trudno tu o jednoznaczny wyrok co jest lepsze. Decydują o nim warunki pracy, zaplecze warsztatowe oraz stawki, które w budownictwie do najwyższych nie należą. Ale po kolei.
Opony bieżnikowane w budownictwie to popularny trend. Do jego plusów można zaliczyć wydłużony czas eksploatacji oraz atrakcyjną cenę „reaktywacji” opony. Wielu budowlańców z chęcią korzysta z takiej opcji, ale tylko od wybranych dostawców. Widać bieżnikownia, bieżnikowni nie równa. Wydawać by się mogło, że w tym momencie możemy wątek zamknąć, gdyby nie wady tego rozwiązania. Jak podkreślają chórem właściciele firm transportowo-budowlano-sprzętowych problemy nie równej jakości zabiegów to dopiero początek. Trudności pojawiają się, gdy… bieżnikowniom brakuje dostępnych od ręki rozmiarów.
Przyczyna często tkwi w braku dobrych karkasów, które można by poddać bieżnikowaniu. Takich opon nie ma zbyt wiele na rynku. Są to nierzadko markowe opony z wyższej półki, z firm dobrze dbających o ogumienie. A takich też jest nie za wiele. Niektóre z nich opony oddają do renowacji i z powrotem użytkują np. w swoich naczepach lub na kołach napędowych. Dlatego zbiór opon dostępnych na wolnym rynku nie zawsze jest na tyle duży, aby zaspokoić wszystkich.
Wyjściem z sytuacji jest zastosowanie tej samej metody, co w/w przedsiębiorstwa, ale powoduje to kilka kolejnych perturbacji. Po pierwsze, trzeba mieć stosowny zapas opon zastępczych na czas bieżnikowania. Po drugie, to kosztowne zamrożenie środków. Małe i średnie firmy najbardziej odczuwają trudności z płynnością finansową. A po trzecie, rodzi to konieczność poprawnego składowania oraz właściwej eksploatacji. Byle jakiej opony nie przyjmą przecież do bieżnikowania. Jako, że nie zaleca się opon bieżnikowanych na koła kierowane i tak powstaje konieczność zastosowania w części opon nowych lub… chińskich.
„Chinki” to kolejna „filozofia”. Tanie, łatwo i szybko dostępne – to główne zalety opon z nad Żółtej Rzeki. Boją się ich koncerny z Zachodniego Świata, a lubi wielu użytkowników. Jednak nie wszyscy. Chociaż rozprucie takiej „gumy” na placu budowy nie jest brzemienne w (dużych) kosztach, to niska trwałość na lepszych drogach, a nawet nieszczelności potrafią mocno zirytować.
Wiadomo, że opona w budownictwie nigdy nie dożywa założonego przebiegu, że w jej przypadku gwarancja to zasada „od jednego dnia pracy do pierwszego wystrzału”, ale gorzej, gdy pojazd nie pracuje, a powietrze uchodzi i trzeba kilkukrotnie w ciągu dnia dopompowywać ogumienie. Z reguły też, zużytych opon z Chin nie oddaje się do bieżnikowania, bo… nie chcą ich bieżnikownie. Jedynym dla nich wyjściem jest wówczas piec cementowni. Taka karma.
Z oponami używanymi jest o tyle trudniej, że wymagają umiejętności oceny produktu. Nie zawsze wiadomo co się kupuje. O ile opony bieżnikowane są prześwietlane, to „używki” prześwietla co najwyżej oko kupującego. Trudno też, z wiadomych przyczyn, o powtarzalność jakości takich opon.
Są też takie firmy budowlane, które „nie bawią się” w „półśrodki”, jak nazywają opony inne niż nowe. Wiele z nich przekalkulowało sobie korzyści wynikające z dłuższej trwałości ponad niską cenę zakupu. Nierzadko prowadzą szkolenia dla kierowców z właściwej eksploatacji opon, nawet jeżeli jest to tylko wyposażenie kierowców w ciśnieniomierze.
Ponadto dysponując parkiem różnorakich maszyn są w stanie wyeliminować z ruchu po placu budowy pojazdy z delikatnymi oponami szosowymi, pozostawiając im jedynie dostawę maszyn lub materiałów pod bramę inwestycji, ale nie dalej. Bywa, że budują sobie drogi technologiczne, aby nie „kopać się” w błocie, a w najtrudniejszy teren wysyłają maszyny na stalowych gąsienicach. Co to są za przedsiębiorstwa? To firmy podejmujące się zadań za najwyższe stawki, generalni wykonawcy z własnym sprzętem. Nie ma ich dużo w polskim świecie podwykonawstwa budowlanego, ale są, i to oni wybierają opony nowe.
Różnie. Oczywiście nie możemy pominąć takich firm, które korzystają z „mozaiki” wszystkich wyżej wymienionych opon, ale nie przypadkowo. Dosyć popularną metodą jest użytkowanie opon nowych na kołach kierowanych. Po zużyciu i bieżnikowaniu trafiają na koła napędowe, a w ich miejsce kolejna para nowych. Jako, że jest ich mniej niż na „bliźniakach”, bywa, że dokupywane są takie same „bieżniki” na wolnym rynku. A w naczepach i przyczepach takich firm królują opony chińskie, ewentualnie używane.
W sumie to świetne rozwiązanie dla przedsiębiorców umiejętnie liczących pieniądze. Taka dywersyfikacja ułatwia negocjacje z dostawcami, wprowadza konkurencję między nimi i eliminuje ryzyko kosztownego monopolu jednego z nich. Ma jednak kilka wad: zaangażowanie w negocjacje, konieczność stałej kontroli gospodarki ogumieniem oraz wymóg stałej konsekwencji w działaniu. Nie każdego przedsiębiorcę na to stać. W małych i średnich firmach (rodzinnych) jest na to miejsce, ale w dużych mogłoby się wiązać z koniecznością stworzenia etatu. Dlatego w takich podmiotach często funkcjonuje outsourcing, czyli przekazanie pobocznych zadań zewnętrznym i wyspecjalizowanym firmom. Pozwalają na to i stawki, i ład korporacyjny.