Berlin będzie się tłumaczył KE z płacy minimalnej
Niemieckie próby ograniczania konkurencji
Polscy przewoźnicy drogowi od jakiegoś już czasu nie mają lekko. Jeszcze nie podźwignęli się po kryzysie, który tak dotkliwie dotknął ich branżę, a Sąd Najwyższy wydał niefortunne dla nich orzeczenie o ryczałtach dla pracowników nocujących w kabinach ciężarówek. Gdy na dobre nie otrząsnęli się jeszcze z efektów rosyjskiego embarga, dostali kolejnego „bólu głowy” związanego z minimalną stawką wprowadzoną przez Niemcy.
Chodzi oczywiście o nową ustawę, która weszła w życie od 1 stycznia 2015 r. w Niemczech, a dotyczy minimalnej stawki za godzinę pracy, którą ustalono na 8,5 euro. Przepis obowiązuje wszystkich pracowników w czasie ich zatrudnienia w Niemczech, niezależnie od tego, czy ich pracodawca ma siedzibę w kraju czy zagranicą.
Początkowo różnie interpretowano jego treść. Zwracano uwagę np., iż polskich kierowców pracujących na naszej licencji i wykonujących przewóz pojazdem zarejestrowanym w Polsce regulacja ta nie będzie obowiązywać (taką opinię na łamach PGT przedstawił np. Jan Brachmann, prezes Seifert Polska). Szybko okazało się jednak, że tak dobrze nie będzie, bo strona niemiecka zamierza być bardzo restrykcyjna.
Wykładnia. 16 stycznia Polska ambasada w Berlinie przedstawiła dokładną wykładnię ustawy. Podtrzymano w niej stanowisko dotyczące zasady terytorialności dla płacy minimalnej jako wynagrodzenia za każdy rodzaj świadczonej na terytorium Niemiec pracy, niezależnie od jej formuły – praca stała, oddelegowanie, użyczenie pracownika, podróż służbowa. Wymóg ten obowiązuje nie tylko przy tzw. kabotażu, ale także w przypadku przewóz towarów tranzytem, a nawet gdy przejazd samochodu zastępczego spowodowany jest awarią.
Kierowca może zostać poproszony w trakcie kontroli np. o kopię umowy o pracę potwierdzającą stosowanie stawki 8,5 euro za godz. Z kolei pracodawca musi być przygotowany, że od marca 2015 r. w przypadku kontroli będzie obowiązany przedstawić stronie niemieckiej aż cztery dokumenty: wspomnianą umowę o pracę lub inną, rozliczenie czasu pracy na terenie Niemiec, dowód rozliczenia zgodnego z płacą minimalną, a także dowód wpłaty wynagrodzenia dla kierowcy.
Ograniczenie konkurencji. Przewoźnicy są tymi regulacjami szczerze oburzeni. Nasze zdanie na temat wprowadzenia tego rodzaju przepisów jest zdecydowanie krytyczne. Uważamy takie praktyki za sprzeczne z zasadami wspólnego rynku i podkopujące dorobek Wspólnot Europejskich – napisał do PGT Jerzy Gębski z firmy Enterprise Logistics.
Faktycznie wygląda na to, że stronie niemieckiej zależy przede wszystkim na ograniczeniu konkurencji i pozycji zagranicznych firm - niestety głównie polskich, bo w Europie jesteśmy przecież w tej branży prawdziwą potęgą - a nawet pozbyciu się ich z tamtejszego rynku. Dla wielu, zwłaszcza tych mniejszych firm, takie dodatkowe obciążenie finansowe może oznaczać szybkie bankructwo.
Jeszcze w grudniu do Brukseli wysłana została w tej sprawie skarga Polski. Przewoźnicy chcą, aby KE potwierdziła, że niemieckie przepisy ich dyskryminują i są niezgodne z prawem unijnym. W ubiegłym tygodniu komisja zwróciła się do Niemiec o wyjaśnienie tej kwestii. Według niepotwierdzonych informacji Berlin będzie mieć na odpowiedź 30 dni.
W ubiegłą środę do Angeli Merkel telefonowała także premier Ewa Kopacz, która zapowiedziała, że podejmie wszelkie niezbędne działania, aby chronić przewoźników. Obie strony ustaliły, że w najbliższym czasie o sytuacji polskich firm transportowych będą rozmawiać bezpośrednio ministrowie pracy i polityki społecznej oraz infrastruktury i rozwoju obu krajów.